Niewiele lub wręcz nic nie wiedzielibyśmy o ideologiach gdyby nie politycy i partie polityczne.
Codziennie myślimy raczej o pracy, o edukacji naszych dzieci, o budowie domu, o zakupie samochodu, o zdrowiu, o wakacjach itd.
Dopiero wieczorem gdy włączamy telewizor lub otwieramy gazetę zdajemy sobie sprawę, że coś takiego, abstrakcyjnego a jednocześnie anachronicznego jak ideologie, w przestrzeni publicznej w ogóle istnieje. Zauważmy w jakim kontekście i od kogo o nich słyszymy. No właśnie od naszych negatywnych bohaterów, specjalistów od kłótni, waśni i podziałów – od polityków. To oni kreują ideologie by nas łatwiej poszufladkować i pozyskać. Znacznie łatwiej jest bowiem przekonać do siebie ludzi poprzez idee niż poprzez konstruktywną pracę, właściwe porządkowe lub rozwojowe projekty i zdolność ich realizacji. Ideologie, w umysłach polityków, to zawsze tylko jakieś idee, obietnice dla realizacji własnych, politycznych celów.
No więc jakie, podobno ważne dla nas, ideologie wmawiają nam politycy?
- Ideologia lewicowa – czyli dbająca o ludzi, prospołeczna, prosocjalna w pierwszym rzędzie dbająca o sprawiedliwość, równość i o mniej zaradnych.
Dlaczego te rozsądne tezy wspierania słabszych mają być ideologią w dzisiejszych czasach gdy nie muszą już konkurować z autokracją, z absolutyzmem?
To oczywiste cechy rozumnego zarządzania – rozumnego ponieważ żadne z powyższych, pożądanych aktywności państwa na przykład te polegające na wspieraniu słabszych, nie są dziś kwestionowane.
Ideologię lewicową, która wzięła swoje początki podczas rewolucji francuskiej, uznał za swoją komunizm i socjalizm by dla własnych korzyści, tj. ustanowienia kolejnej oligarchi, suwerenem uczynić biedniejsze ale masowe warstwy społeczeństwa tj. robotników i chłopów.
Ponad 100 lat temu ta ideologia posłużyła jej zwolennikom na przejęcie władzy i do tego niegodziwego celu była potrzebna.
Czy kiedykolwiek pomyślelibyśmy o Robin Hoodzie jako o lewicowcy, ponieważ odbierał bogatszym i rozdawał biednym? Nie. A dlaczego? Bo nie był politykiem i nie walczył o władzę.
Dzisiaj polityka państwa musi być po prostu rozsądna, nie może być także nazbyt prospołeczna i prosocjalna, ponieważ zniweczy naturalne prawa postępu. Nadopiekuńczość państwa może ograniczyć i osłabić prawo i dążenie przedsiębiorczych do poprawy standardów życia poprzez podejmowane ryzyka nowych, odważnych przedsięwzięć i odpowiedzialność za decyzje – krótko mówiąc może zniweczyć rozwój.
Ideologia lewicowa w rzeczywistości nie jest sprawiedliwa bo wykorzystuje aktywność przedsiębiorczych do wspierania nie tylko potrzebujących ale również tych mniej aktywnych, często po prostu leniwych.
Nigdy też nie dogodzi w pełni tym potrzebującym. Rozumieć trzeba te lewicowe cechy zarządzania raczej jako kalkulację rozsądnej ingerencji państwa w procesy społeczne dla wsparcia najsłabszych ale bez doprowadzania do katastrofy, znanej już z przeszłości, urawniłowki. Pan Morawiecki powiedziałby zapewne o tym – zrównoważona lewicowość państwa.
Dzisiaj zarówno pod rządami PiS jak i wcześniej PO czy jeszcze wcześniej SLD, mimo pełnych frazesów obietnic prospołecznych, dowodów na złą opiekę państwa mieliśmy i nadal mamy bardzo dużo:
- niedofinansowanie niepełnosprawnych
- brak szpitali dla dzieci z chorobami umysłowymi
- kolejki w szpitalach do specjalistów
- brak refundacji dużej części leków
- rosnący procent społeczeństwa żyjącego w skrajnej biedzie, dziś to już około 2 mln ludzi
- starzenie się społeczeństwa i rosnąca umieralność Polaków
- duża emigracja, ewidentnie dla poprawy warunków egzystencji.
To nie jest wynikiem lewicowej lub też nie lewicowej ideologii realizowanej przez rządy czy poszczególne partie – to jest nieudolność zarządzania i niewydolność państwa.
Tu nie trzeba się spierać o to komu jeszcze i w jakim zakresie pomagać, tu trzeba mądrze i o wiele bardziej efektywnie zarządzać. To o to powinien toczyć się spór polityczny. O kompetencje i kwalifikacje a nie o ideologie.
Dla polityków każda grupa społeczna jest potencjalną grupą wyborczego wsparcia. Trudno jest pozyskać grupy niedofinansowane poprzez realne, skuteczne działania bo wymagałoby to kwalifikacji ośrodków zarządzania, reform, odwagi, ryzyka, no i czasu. O wiele łatwiej jest pozyskiwać grupy politycznego wsparcia poprzez lansowanie ideologii. Tu nie potrzeba wiele – wystarczy prezentować określone poglądy, mnożyć wokół nich lekkostrawne frazesy, lansować je często i gdzie tylko się da, no i gadać, gadać i gadać aż staną się ideologią. (Przy okazji polecam mój kolejny artykuł – „Gadulstwo – grzech śmiertelny. Przegadają naszą Polskę?!”.)
W konfrontacji z rzeczywistymi problemami niektórych grup społecznych czy zawodowych i często bardzo złożonymi, obiektywnymi warunkami by te problemy rozwiązać widać wyraźnie polityczny, prostacki i lobbystyczny charakter ideologii.
I wreszcie, przyglądając się problematyce ideologii, zadajmy sobie pytanie o rzeczywisty charakter największego przekrętu wyborczego rządzącej partii PiS – programu 500+.
Czy to ideologia lewicowa tej partii nakazała jej wdrożenie tego programu czy raczej zimne wyborcze kalkulacje?
- Ideologia liberalna
Liberalizm nie oznacza wyznawania jakiejś złożonej i tajemniczej ideologii liberalnej. Łatwo ją zrozumieć gdy zdiagnozujemy ją poprzez frazeologię nazwy, która wywodzi się z łacińskiego „liber” czyli wolny. Jakie to proste. Któż nie jest za wolnością?
O wolność Naszą i Waszą walczyli nasi przodkowie, walcząc jednocześnie o Polskę, której nie było, stąd można powiedzieć, że byli również narodowcami.
Dzisiaj jednak znowu się poplątało dlatego liberałowie i narodowcy to dwie różne grupy i całkowicie różne „wyznania”.
Gubiąc się już w tym ideologicznym szufladkowaniu obserwatorzy sceny politycznej namnożyli odłamów liberalizmu np. klasyczny, neoliberalizm, leseferyzm, libertarianizm, demokrację liberalną czy wreszcie konserwatyzm liberalny.
Nie dajmy się zwariować. Tak jak potrzebujemy jako społeczeństwo dbać o słabszych, o niesprawiedliwe niedofinansowanie chorych, różnych grup społecznych nawet tych nielicznych i niezorganizowanych tak również oczywistym jest, że powinniśmy szanować i dbać rozsądnie o wolność.
Jestem zwolennikiem możliwie dużej wolności jednostki i jej upodmiotowienia, co jest częścią proponowanego przeze mnie programu (bardziej upodmiotowienia niż wolności), ale każdy w miarę rozgarnięty wie, że dla celów dobrze zorganizowanego, sprawnego społeczeństwa ta wolność musi mieć swoje ramy.
Zamiast więc sztucznego szufladkowania ideowego powinniśmy pozwolić fachowcom, w ramach codziennego zarządzania, na taką organizację życia społecznego żeby możliwie jak najmniej tę wolność jednostki ograniczać a jednocześnie jak najbardziej utrzymywać jej podmiotowość.
Przykładem takiego rozsądnego, bo koniecznego dla poprawy efektywności państwa, ograniczenia wolności jednostki można uznać kolejny punkt proponowanego przeze mnie programu tj. obowiązek każdego podatnika do złożenia jednorazowego zeznania majątkowego.
Intuicyjnie zapewne wydać się nam może, że jest to zamach na naszą prywatność, próba zaglądnięcia nam do kieszeni przez organy skarbowe, ograniczenie wolności.
Mnie jednak to nie rusza. Nie mam z tym żadnych problemów, bo nie mam czego ukrywać, a poza tym nie ma być to publiczne obnażanie się a tylko jednorazowe działanie, powiedzmy w godzinie „0”, dla ustalenia bilansu otwarcia zobowiązań podatnika.
Ten prosty zabieg jest konieczny bo bezwzględnie i stosunkowo szybko ograniczy złodziejstwo publiczne i szarą strefę właśnie dla poprawy sprawiedliwości społecznej i efektywności państwa.
Niestety kierując się emocjami nie umiemy kojarzyć faktów, związków przyczynowo-skutkowych i myśleć globalnie oraz prospołecznie.
Wyeliminowanie poprzez ten zabieg dość powszechnego zjawiska szarej strefy, szacowanej w Polsce przez UE na poziomie 23% PKB, to dodatkowy pozysk do budżetu podatków w kwocie około 100 mld zł rocznie!
By wyobraźnia nieco lepiej pozwoliła nam tę liczbę ogarnąć porównam, że średnioroczny wpływ środków otrzymywanych z UE in plus, tj. po odjęciu naszych wpłat do unijnego budżetu, za ostatnie 14 lat to kwota około 40 mld zł.
Likwidując jedynie szarą strefę moglibyśmy więc zbudować np. 2,5 raza więcej autostrad, szkół, szpitali, hal sportowych, kanalizacji itp. niż dzięki środkom unijnym.
To właśnie takich działań rządu oczekuję by poprawić efektywność państwa, które są bez związku z jakąkolwiek partyjną ideologią.
Ograniczenie pewnego prawa jednostki jest zawsze kalkulacją ryzyka, korzyści i strat.
Ja w związku z tym priorytetowym celem, ogromnej poprawy efektywności państwa i społecznej sprawiedliwości, nie mam żadnych oporów.
Wielu z nas być może będzie te opory miało, ponieważ niestety dla wielu z nas, nawet drobny udział w szarej strefie, to źródło dodatkowych dochodów lub oszczędności, akceptowany w kontekście obserwowanej wokół kleptokracji. Powszechne akceptowanie szarej strefy, z jaką ewidentnie mamy dzisiaj do czynienia, zarówno przez Rząd jak i społeczeństwo nazwać musimy po imieniu – degrengoladą państwa.
Dzisiaj rządzący, nie umiejąc rozwiązywać rzeczywistych problemów np. niedofinansowania różnych środowisk, grup społecznych i zawodowych, sztucznie kreują wyimaginowane mniejszości i w ten sposób wpływają na społeczeństwo, na jego sposób myślenia, na politykę, na publicystykę i dyskusje społeczną a w ślad za tym na procesy decyzyjne – generują liberalne substytuty.
Dzisiaj do sztucznie wykreowanych mniejszości, liberalnych substytutów, pretendujących w sposób nieuprawniony do miana problemów społecznych zaliczyłbym:
- ruch feministyczny, walczący nie o równe a raczej uprzywilejowane traktowanie kobiet
- grupy LGBT agresywnie żądające szczególnego traktowania, w tym ich obyczajowych zachowań, preferencji seksualnych, ogólnie uznawanych za sferę prywatną.
To sztuczne substytuty wolności i równości społecznej w miejsce właściwego zarządzania wolnością dla dobra wspólnego.
Co naprawdę wolelibyśmy wybrać:
– wolnościowe frazesy
czy
– pełne portfele i realizowanie swoich zainteresowań w zamożnym społeczeństwie?
Zamożne państwo jest bardziej nie-podległe wszelkim, globalnym instytucjom finansowym, gospodarczym i politycznym. Nie ulega ich wpływom bo nie musi. To jest właściwa, pożądana wolność i wcale nie kojarzy się z liberalizmem.
- Konserwatyzm
Jestem już totalnie pogubiony. Popieram wspieranie słabszych grup społecznych – jak lewak, popieram możliwie dużą wolność jednostki z rozsądnie zarządzanymi ograniczeniami – jak liberał, no ale także jestem zwolennikiem silnego państwa narodowego, pielęgnowania szlachetnych cech narodowych i tradycji – to nasza tożsamość, przynależność do wspólnoty – jak narodowiec i konserwatysta.
Określenie, że jestem zrównoważony ideologicznie znowu tu pasuje – bo jest rozsądne.
Lewicowość, liberalizm czy też konserwatyzm mogą być groźne gdy są radykalne, skrajne.
Ostrożnie musimy oceniać na przykład konserwatywny absolutyzmem Polaka-katolika.
Mamy państwo świeckie, neutralne światopoglądowo i przywłaszczanie polskości tylko katolikom byłoby nadużyciem. Fakt, że dzięki chrześcijaństwu, przyjętemu przez Mieszka I i Chrobrego, posiadamy tożsamość narodową to tylko fakt historyczny. Nie tylko katolicy są narodowcami, Polakami i mają prawo do spuścizny historycznej i tradycji.
Konstytucja, dokument ogólnie słabiutki, zmanipulowany i konieczny do znacznego przeredagowania, w tym miejscu jednak dość wyraźnie mówi kto jest Polakiem.
Art. 34.
1. Obywatelstwo polskie nabywa się przez urodzenie z rodziców będących obywatelami polskimi. Inne przypadki nabycia obywatelstwa polskiego określa ustawa.
My Polacy nie mamy problemu z patriotyzmem. Wypiliśmy go z mlekiem matki. Obserwuję to również bardzo mocno na emigracji.
Przestańmy więc z patriotyzmu robić ideologię. Nawet ci, którzy pogubili się w proporcjach jak np. zbyt prounijni liberałowie, lub emigranci, którzy poluźnili więzi ze wspólnotą w Polsce, czy też lewicowi ideolodzy, którym śnią się jeszcze idee komunistycznej urawniłowki kosztem zrównoważonego postępu – nadal są patriotami i w większej lub mniejszej części narodowcami.
Zamiast więc dawać się szufladkować i wpychać w któreś z anachronicznych, ideologicznych pojęć, pójdźmy po prostu po rozum do głowy i zacznijmy myśleć prorozwojowo nie tracąc czasu i energii na ideologiczne bzdury.
- Ekologizm
Trudno nie odnieść się do kolejnego trendu, który poprzez emocje i już prawie spazmy niektórych wyznawców kandyduje do kolejnej globalnej ideologii, czytaj histerii.
Nie kwestionuję jego szczytnych celów. Nawet emocjonalność i powszechność dotyczące problemu ekologii Ziemi są wskazane bo nakazują zastanowienie i działanie.
Ta ideologia, podobnie jak opisane wyżej, to jednak kolejne opium dla ludu. Zyskało już nawet nowe, niezbyt ładne określenie – gretyństwo (od Grety).
Niebezpieczeństwo polega na tym, że możemy zagadać problem, zakrzyczeć się nawzajem w szczytnej obronie planety będąc jednocześnie wykorzystywanym nieustannie i bezlitośnie przez globalne lobby.
Kiedy społeczeństwo zajmuje się, wskazaną skąd inąd, dbałością o „dom” (ekologią), zdrowym stylem życia i jedzenia, ochroną zwierząt itp. równolegle wyprzedawane są koncesje na wydobywanie naszych surowców naturalnych, w znacznej części zagranicznym firmom.
Antidotum na tę emocjonalną ideologię jest znowu zrównoważenie działań – opartych o szerszy horyzont. Nie zamknięcie wszystkich, polskich kopalń i oddanie rynku rzeczywistym, światowym trucicielim tj. chińskim i gazonośnym potentatom jak Rosja i USA jest rozwiązaniem a właśnie taka prosta rzecz jak poprawa efektywności gospodarki polskiej by pozyskać środki na konieczne inwestycje w edukację, w naukę, w labolatoria, inwestowanie w mądrych ludzi, również po to by nie wyjeżdżali szukać lepszego losu gdzie indziej.
Sprawna i efektywna Polska zredukuje emisje CO2 wielokrotnie szybciej, angażując swoich obywateli do mądrze zarządzanej pracy, niż marsze, wiece i demonstracje w obronie ekologii itd
Reasumując, każda ideologia przynosi szkody, ponieważ angażuje emocje w miejsce rozumu, rozwagi czy wyważonej analizy.
Ideologią zajmują się między innymi politycy-populiści by im służyła dla manipulacji mas, czyli nas.
Nie dajmy się, bądźmy mądrzy przed szkodą.